ciezko mi
Komentarze: 0
czasem tak jest, ze przestajecie miec ochote na cokolwiek. nic was nie cieszy, lezelibyscie jedynie na lozku nie myslaac najchetniej o niczym. ja taak mam czesto. jestem osoba z tendencjami raczej depresyjnymi...lubie duzo rozmyslac, szukac dziury w calym...
chyba zycie mnie do tego zmusza...jestem wrazliwa, nie lubie brutlnosci caalego tego swiata, jego chamstwa, nietolerancji, bezdusznosci, okrucienstwa...dlatego czesto zamykam sie w sobie. kazdorazowo jakies zyciowe niepowodzenie sprawia ze coraz bardziej zaczynam watpic w swoje mozliwosci, w swoja wartosc. dlatego potrzebuje wsrod swoich znajomych osob obdarzonych ogromnym poczuciem humoru, jakas sila wewnetrzna ktora pcha ich przez zycie...tak sobie pomyslalam, ze gdybym miala spedzic reszte zycia z R chyba wolalabym rzucic sie z okna. on jest jeszcze wiekszym pesymista niz ja...jego motto zyciowe to "skoro jest zle, moze byc juz tylko gorzej"...za kazdym razem gdy sie spotykamy nasze rozmowy bez przerwy schodza na powazne tematy...ciesze sie z tego po czesci bo lubie rozmawiac z ludzmi o wszystkim, i o rzeczach zabawnych i o tych powazniejszych. ale kazde spotkanie (chocby glupie 15minutowe na fajka) konczy sie rozmowa o zyciu, o jego sensie lub tez jego braku. gdyby tak mialo byc przez cale zycie...heh. kazda jego wizyte musze potem odchorowywac przez conajmniej godzine. on wysysa ze mnie cala energie...ciagle ma skwaszona mine, ciagle niezadowolony...w jego towarzystwie czuje sie malo komfortowo.
nawet nie o tym chcialam pisac...
chcialam napisac o moich rodzicach...o tym, ze mam juz wszystkiego dosyc. dosyc ich ciaglych klotni, ciaglego cierpienia mojej mamy. wiem, ze chcialaby rozwiesc sie z ojcem, ale wiem ze tego nie zrobi bo nie mialaby nawet gdzie pojsc, co z soba zrobic. ojciec na razie jest przez 3 miesiace u mojej siostry we wloszech. wyjechal taam bo zrobil calej rodzinie ogromne swinstwo. nie chce wdawac sie w szczegoly bo to nie jest najistotniejsze. powiem jedynie, ze chodzi o pieniadze. a wiadomo, ze jesli idzie o pieniadze i to spore to nie jest latwo dojsc do porozumienia. mamy ciezka sytuacje. tata zrobil wielka krzywde nam wszystkim, ale najwieksza mamie. oklamywal ja cale zycie. 30 lat poszlo sie jebac za przeproszeniem...cala milosc, zaufanie, lojalnosc, wszystko. troche czasu juz minelo od tej calej sytuacji, myslalam, ze mamie juz troche przeszlo, ze bedzie w stanie moze nie tyle zapomniec o tym co sie stalo ale nie ogladac sie za siebie i zaczac zycie od nowa. naprawde mialam taka nadzieje. ale okazuje sie ze zostanie to w niej do konca zycia. niby tak na codzien jest w porzadku, chodzi do pracy, usmiecha sie, wydaje sie zadowolona...ale czasem widze, ze dopada ja taki dziwny stan...tak jak dzisiaj. od samego rana poddenerwowana, wscieka sie o kazda pierdole, placze gdzies po katach, mowi ze nie ma juz nic, ze nie ma po co zyc, ze stracila cale swoje zycie...najgorsze jest to, ze ja wiem ze ona ma po czesci racje...i wiem, ze zyje jedynie dla mnie, mojej siostry i Alexa (wnuka). kiedy dzwoni ojciec, ona albo nie chce w ogole odbierac telefonu albo mowi ze nie chce z nim rozmawiac. jest mi okropnie z tego powodu. nie wiem juz jak mam to wszystko znosic. nie chce patrzec jak moja mama placze...jest mi jej zal, ale z drugiej strony kocham przeciez tez tate. ale najgorsze chyba jest to, ze ona mowi ze jestem bardzo podobna do ojca z charakteru. jest mi przykro bo wiem, ze ona widzi we mnie ojca ktorego przeciez nienawidzi...a dla mnie nie sa to przyjemne porownania. boje sie ze siedzi we mnie taka sama nutka hazardu, kretactwa co w nim...
nie wiem co mam robic, jak pomoc im i sobie. wykancza mnie psychicznie ta cala sytuacja!
Dodaj komentarz