no wiec jestem..i tak jak pisałam wczesniej...wylecialam wczoraj oficjlnie ze szkoły...tak, w sumie prawda jest taka, ze sama z wlasnej nieprzymuszonej woli chcialam z niej zrezygnowac. mialam juz wpisane do dziennika dwie niedostateczne na semestr. babka z prawa powiedziala mi z perfidnym usmiechem na twarzy wpisujac mi zagrozenie, ze ładna dziewczyna jestem to sobie poradze. nie chce nawet wiedziec, co miala na mysli. czy to, ze nie musze sie uczyc skoro moge stanac na "pigalaku" i zarabiac na chleb ciałem. tak? moze to i o to chodzilo..nie wnikam nawet. ale najlepsza byla babka od ekonomii. pytala mnie cala godzine, po czym rozbrajajaco stwierdzila "nie nauczyla sie pani.."i tak zwyczajnie mahnela czerwonym dlugopisem zamaszysty wpis w dzienniq i bylo po sprawie. takze tak to wyglada...
szukam pracy. rodzicom powiedzialam, ze rezygnuje sama. mama nie wydawala sie zbyt zaskoczona. mine miala w stylu "twoja sprawa, rob co chcesz....ja juz wystarczajaco sie nemeczylam i nadenerwowalam przez wszystkie lata twojej edukacji" i ma racje. w koncu teraz to juz nie moze nic zrobic..moze mi powiedziec, ze uwaza to za blad ale tak czy siak za raczke mnie juz nie zlapaie i do niczego nie moze mnie zmusic.tata troche marudzil...bo w sumie moze oni maja racje. moze....ale pooki co nie bede wyprowadzac ich z bledu, niech mysla ze sama zrezygnowalam..tak bedzie lepiej dla nich...
jak mam to wytlumaczyc? ta szkola to pomylka. w sumie wynikajaca z mojej wlasnej glupoty i lenistwa. zdalam mature i mialam caly swiat w nosie...bo zdalam. zadne egzaminy na studia nie byly mi nawet w glowie..poczulam slodki smak wolnosci i reszta mnie nie obchodziła. a teraz zaluje...strasznie zaluje, ze nie zdawalam na moja wymarzona, wycackana, wyczekana psychologie. ale to tez po czesci ze strachu...od wszystkich slyszalam "daj spokoj, czy ty wiesz jak wygladaja egzaminy na UW?? jakie tam trzeba miec znajomosci??" i cooz...spanikowalam, przyznaje...
ale teraz tak latwo sie nie dam..nie chce rezygnowac ze swoich marzen...szukalam celu w zyciu a teraz kiedy wreszcie jest cos na czym mi zalezy i co chcialabym robic mialabym z tego rezygnowac? nie chce!!
boje sie coprawda bardzo, ze nie dam rady, ze nie wytrzymam...ale przeciez probowac trzeba, prawda??
tysiace watpliowsci.."za i przeciw"...ale musze jakos to wszystko poukladac...takze w czerwcu niezaleznie od wszystkiego..bede zdawac, bede probowac..bede sie starac...
3majcie za mnie kciuki błagam...moze chociaz raz w zyciu cos mi wyjdzie....